Korzenie matematyki
Czy matematyka jest zbiorem tautologicznych konsekwencji
dowolnie przyjętego zbioru aksjomatów, jak wierzą filozofowie?
Po pierwsze ten zbiór aksjomatów nie jest ,,dowolnie przyjęty”. W
samym słowie ,,aksjomat” (od αξιωμα = pewność, oczywistość) nie ma
nic o dowolności. W polskim odpowiedniku brzmiącym ,,pewnik” też nie
ma niczego dowolnego. Dowolność aksjomatów jest koncepcją późną,
dopiero XX-wieczną.
Aksjomatyka Zermello-Fraenkla teorii mnogości czy aksjomatyka Peano
arytmetyki zostały przyjęte nie dowolnie, tylko dlatego, że są
,,lepsze” niż inne. W jakim sensie lepsze? — o tym potem. Systemy
aksjomatyczne są tanie, można ich natworzyć ile się chce, ale tylko
niektóre wchodzą w krwioobieg matematyki. Te ,,lepsze”.
Czy w takim razie matematyka jest zbiorem tautologicznych
konsekwencji ,,lepszych” systemów aksjomatów?
Czy praca matematyka polega na stosowaniu reguł wnioskowania do
aksjomatów i do ich konsekwencji po to, żeby uzyskiwać coraz to nowe
konsekwencje? Zapytajcie znajomego matematyka. Prawdopodobnie okaże
się, że aksjomat i regułę konsekwencji widział ostatnio na studiach na
wykładzie z logiki, a od tego czasu zajmował się całkiem czym innym.
Zróbmy prosty eksperyment myślowy. Przypuśćmy, że ktoś wykazał
sprzeczność w aksjomatyce teorii mnogości lub arytmetyki. Nie mamy
dowodu ich niesprzeczności, więc to może się zdarzyć; a są to
fundamenty, na których opiera się cała matematyka. Co się wtedy
stanie? Matematyka pozbawiona fundamentów zawali się, dawno
rozwiązane równania różniczkowe znowu przestaną być rozwiązane, metody
liczenia budżetu narodowego i przewidywania pogody staną się
niewiarygodne, komputery przestaną działać; a matematycy zaczną masowo
popełniać samobójstwa z rozpaczy, że dorobek ich całego życia legł w
gruzach…
Nic takiego nie zajdzie. Dla przytłaczającej większości matematyków informacja o
sprzeczności podstaw będzie ciekawostką, nad którą można się pośmiać, ale
potem trzeba wrócić do codziennej pracy, która z tymi podstawami nie ma niczego
wspólnego. A sprzecznoość niech tam sobie usuwają logicy i mnogościowcy, to
ich problem. Jego rozwiązanie będzie przypuszczalnie takie, że logicy i
mnogościowcy wystąpią z nowym systemem aksjomatów, tak dobranym, żeby
znalezionej sprzeczności już w nim nie było a cała budowla matematyki
pozostała nienaruszona. Dla większości matematyków ten nowy system również
będzie tylko ciekawostką.
Najpierw jest matematyka, a dopiero potem systemy
aksjomatyczne u jej podstaw. Pojawiły się one bardzo późno, dopiero
na początku XX wieku (geometria Euklidesa nie jest porządnym systemem
aksjomatycznym). I zostały tak zaprojektowane, żeby ex post
uzasadnić już istniejącą wiedzę matematyczną. Gdyby tego nie zrobiły,
zostałyby odrzucone.
Niektóre dziedziny matematyki mają po kilka różnych
aksjomatyzacji. Np. topologię można określać w oparciu o zbiory
otwarte, albo o zbiory domknięte, albo o otoczenia, albo o operację
domknięcia, albo o MS-ciągi. To są całkiem różne systemy, z innymi
pojęciami pierwotnymi i innymi aksjomatami. Ale wynika z nich ten sam
zbiór twierdzeń, więc nikomu nie przeszkadza wieloznaczność podstaw
topologii.
Do czego służą teorie aksjomatyczne, skoro nie są podstawą
matematyki?
Teorie aksjomatyczne są dogodnym narzędziem porządkowania myślenia w
danej dziedzinie. Pełnią więc rolę służebną. Aksjomatyka jest
,,dobra”, jeśli jest prosta i stosunkowo łatwo wynika z niej duży
kawał matematyki, potrzebny nam wcześniej, nim zaczęliśmy
aksjomatyzować. Najpierw matematyka, dopiero potem aksjomatyzacja.
Na czym opiera się więc matematyka, skoro nie na
aksjomatach?
A to jest dobre pytanie i wcale niełatwo jest na nie odpowiedzieć.
Ono nie należy do matematyki, raczej należałoby do filozofii, gdyby
tylko filozofowie nie mieli tych słynnych aksjomatycznych klapek na
oczach.
Matematyka opiera się na głębokim rozumieniu natury rzeczy. Myślenie
matematyka niewiele się różni od myślenia np. fizyka-teoretyka;
również matematyk bada rzeczywistość — rzeczywistość tylko pomyślaną,
ale nieposłuszną jego woli.
To jest mętna odpowiedź, a na lepszą mnie nie stać…
– Stefan