Re: Łączność w paśmie pozaelektromagnetycznym
Cieszę się, ze taką wagę przykładasz do paradoksu Fermiego. W związku z Twą odpowiedzią nasunęły mi się jednak uwagi krytyczne. Na przykład piszesz, że
> Paradoks Fermiego stawia bowiem pod znakiem
> zapytania wiele współczesnych teorii i sposobów objaśniania świata [np.powstawa
> nie życia przez przypadek – w prosty, chemiczny sposób, zakładanie istnienia r
> óżnych form życia (np w oparciu o krzem), skuteczność teorii ewolucji, mizerne
> znaczenie fenomenu świadomości, itp. ].
Właściwie co to znaczy „powstanie życia przez przypadek”? Czy przypadkiem mamy nazwać powstanie życia zgodnie z prawami Natury, ale bez asystującej aktywnie Świadomości czy rozumnego Projektanta? To kiepska moim zdaniem definicja „przypadkowości”. Nie nazywamy przecież np. łączenia się atomów w złożone molekuły „przypadkowym”, bo podlegającym „martwym, bezdusznym” prawom!
Na dobrą sprawę nie wiemy, na jakim poziomie paradoks Fermiego miałby być rozwiązywany. Na razie doszliśmy do paru konstatacji, które dziesiątki lat temu nie były oczywiste. Wiemy, ze problemem nie jest powstawanie planet – okazały się powszechne w Kosmosie. Równie powszechna i bogata okazała się w Kosmosie chemia węgla – w warunkach zbliżonych do naszych wydaje się jednak najodpowiedniejszym budulcem życia. Z kolei możemy tylko zgadywać, jak często Przyroda prowadzi do powstania inteligencji – widzimy na naszym przykładzie, że zajęło to o wiele więcej czasu, niż powstanie życia…
> Wydaje się, że owe { „następne etapy” , które wprowadzają się w rejony dla na
> s zupełnie niedostępne, nieznane? } nie potrzebują inżynierii kosmicznej. No, r
> zeczywiście takie zgrubne pozyskiwanie dużych ilości energii – wydaje się mało
> eleganckie, zgodne raczej z naszym „ziemskim” pojmowaniem siłowej, „imperial
> nej”, mało subtelnej istoty tzw. „postępu”.
>
> Wydaje się, że jedna konstatacja – przyjęta już za pewnik przez jakąś cywilizac
> ję „wyższego rzędu” – np. że rację miał Spinoza, iż Wszechświat istnieje od z
> awsze – może sprawiać że owe hipotetyczne „nadistoty” odstępują od prób stosowa
> nia „inżynierii kosmicznej”.
Możliwe, że nie potrzebują inżynierii kosmicznej w takim sensie, w jakim dziś sobie ją wyobrażamy. Zgodzę się, ze coraz częściej przychodzi nam zastanawiać się nad tym,że rozwój może przebiegać „inaczej” niż poprzez budowę międzygwiezdnych krążowników czy gigantycznych konstrukcji międzyplanetarnych. Tu jednak pojawiają się nowe jeszcze możliwości.
Pierwszą jest taka, że dostrzegać i rozpoznawać potrafimy tylko konstrukcje bliskie naszym obecnym wyobrażeniom. Wyobrażenia mogą szybko zmienić się w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat. Z jednej strony możemy zgadywać, że następuje „ucieczka w matrix” wspominana w innych postach tego i podobnych wątków. Jest też jednak i inna możliwość. Otóż nawet takie flagowe pojęcie jak „strefa Dysona” może tyczyć bardzo krótkiego etapu rozwoju supercywilizacji technicznej – wkrótce zastępuje go tzw. „matrioszka” – szereg współkoncentrycznych konstrukcji z których każda dalsza pochłania promieniowanie termiczne poprzedniej, położonej wewnątrz. Taka całość z zewnątrz będzie mieć widmo promieniowania odpowiadające temperaturze zaledwie kilku kelwinów – poza dzisiejszymi możliwościami. Chyba że obserwowane niejednorodności promieniowania tła są spowodowane częściowo działaniem cywilizacji 🙂
Jest jeszcze taka możliwość – bardzo mi by się podobała, wiec to może myślenie życzeniowe 😉 Otóż jak wiemy, przez dziesięciolecia próbowano zaobserwować inne układy planetarne. I postęp przez dziesięciolecia był właściwie żaden. Po czym, po przekroczeniu pewnego progu możliwości obserwacyjnych nastąpił lawinowy wysyp odkryć – wkrótce po tym, jak naukowców ogarnęło w większości zwątpienie lub brak zainteresowania. Kto wie, czy w kwestii obserwacji obcych artefaktów nie jesteśmy na etapie podobnym do lat np. 80-tych w badaniach egzoplanet? Kto wie, czy wspominany w sąsiednim wątku teleskop Colossus czy zbliżony instrument nie spełni rolę radioteleskopu Arecibo, którym Wolszczan odkrył swe planety?
c.d.n.